Myślałem że wilczyca w końcu sobie pójdzie, ale jednak nic takiego się nie stało. Westchnąłem głośno. Nie chciałem z nią rozmawiać. Nie teraz. Szybko wyminąłem Aelin i wybiegłem z jaskini.
- Metis ! - Usłyszałem za sobą głos wadery. Zacząłem biec w stronę domu. Kiedy znalazłem się przed dziurą wskoczyłem do niej. Szybko wbiegłem do mojego pokoju i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Po kilkunastu minutach usłyszałem pukanie do drzwi.
- Metis, to ja, otwórz. - Usłyszałem za drzwiami głos Solari. Zeskoczyłem z łóżka i otworzyłem drzwi. Stała tam szara wadera. Jej niebieskie oczy skanowały mnie od góry do dołu tak jak przy naszym pierwszym spotkaniu.
- Wejdź. - Mruknąłem otwierając szerzej drzwi i wpuszczając waderę do środka. Kiedy weszła zamknąłem za nią drzwi.
- Co się dzieje pomiędzy tobą a Aelin ? - Zapytała poważnym, jednak pełnym troski głosem. Jeśli powiedziałbym że nic to na bank zaczęłaby jeszcze bardziej mnie wypytywać. Westchnąłem głośno.
- Po prostu...Mamy pewne problemy... - Burknąłem.
- To akurat widać...Co się dzieje Metis ? Ona cię lubi ! Zależy jej na tobie ! - Przekonywała mnie Solari.
- Po prostu...Solari ja nie potrafię ! - Westchnąłem z frustracją.
- Chcesz mi o czymś opowiedzieć ? Zwierzyć się z tego ? Obiecuję że jeśli nie chcesz to nikomu nie powiem ! - Zachęcała mnie wadera.
- Obiecujesz ? - Spojrzałem na nią oczami szczeniaczka.
- Obiecuję. - Powiedziała swoim poważnym głosem.
- Urodziłem się w mieście, na samym środku pustyni w bardzo silnej watasze. Niestety, moi rodzice zostali oskarżeni o zabójstwo bardzo ważnego jej członka, a mianowicie Samicy Alfa. Oczywiście to nie była prawda, ktoś ich wrobił. - Wytłumaczyłem wzdychając ciężko. Kiedy upewniłem się że Solari słucha zacząłem mówić dalej.
- Zostaliśmy wygnani. Musieliśmy ruszyć przez pustynie. Podróż do najbliżej znajdującej się watahy miała zająć nam miesiąc bo ta wataha do której należeliśmy była położona na praktycznie środku pustyni i była bardzo oddalona od innych. Po kilku dniach skończyła nam się woda. W końcu rodzice nie mieli już siły... - Westchnąłem i przerwałem na chwilę zaciskając mocno powieki by nie zacząć płakać jak malutkie szczenie.
- Po prostu nie dali rady. Mama w którymś momencie upadła i nie mogła się ruszyć bo nie miała siły. Tata choć ledwo szedł wziął ją na swój grzbiet i niósł przez kilka dni, tak samo jak i mnie. W końcu i on padł. Udało im się przeżyć przez trzy dni. Umarli razem. Ja też już prawie umierałem. Znalazł mnie jakiś wilk. Zabrał mnie i ciała moich rodziców. Pochował ich a mnie zaczął wychowywać. Dowiedziałem się że miał na imię Salavadi. - Przerwałem by wziąć głęboki wdech. Zamknąłem oczy jakby chcąc przywołać tamte wspomnienia i kontynuowałem.
- Kiedy miałem rok ja i Salavadi wyruszyliśmy w drogę. Zapakowaliśmy cały nasz dobytek i ruszyliśmy. Po opuszczeniu pustyni dotarliśmy na ładną łąkę. Dotarliśmy do pewnej średniej wielkości watahy. Zamieszkaliśmy tam. Tam poznałem Uziel. - Kiedy wypowiedziałem imię tej wadery od razu zamknąłem oczy i spróbowałem powstrzymać łzy.
- Zakochaliśmy się w sobie. Spotykaliśmy się i tak dalej. W końcu się pobraliśmy. Kiedy miałem dwa lata zostałem tatą. Uziel urodziła mi dwa cudownie szczeniaki, Nane i Kana. Żyliśmy szczęśliwie przez rok. Moje dzieci były już duże. Nana miała rok tak samo jak i Kan. Byli wspaniałymi dzieciakami. Kochałem ich. Któregoś dnia...Uziel została oskarżona o kradzież...W tej watasze...Ona po prostu była bardzo biedna...Musiałem oglądać jak rozszarpują Uziel wilki tego samca alfy...A później za to moje dzieci...Kiedy nadeszła kolej na mnie udało mi się uciec...Z-zacząłem podróżować...I tak trafiłem na Aelin...Zakochałem się...Znalazłem nowy dom...K-kiedy ona...Kiedy ona wtedy mnie odrzuciła...Ja...Ja... - Zacząłem szlochać a łzy spływały po moim pysku i skapywały na podłogę.
Solari patrzyła na mnie ze współczuciem.
- Metis ? - Usłyszałem ten głos...
(Aelin ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz